Drugi tydzień ferii zimowych poświęcamy jeżdżie terenowej .Są to trasy przygotowujące nas i konie do sezonu letniego . W tym roku zamierzam rozpocząć uprawianie turystyki konnej , stawiam sobie za cel zwiedzanie naszego regionu , dotarcie do miejsc ciekawych geograficznie lub historycznie, wbrew pozorom jest ich cała masa.Do tego celu potrzebne są młodsze konie niestyrane rekreacją . Tarsis, Primavera,Tamisha,Cleo,Puma,Prestiż,Torpedo są już w przedziale wiekowym 5 - 8 lat więc idealnie do tego pasują .Dzisiejsza wędrówka miała na celu przekroczenie Bzury w miejscowości Nowomłyny, co otwiera nam drogę na Dalików,dlaczego tam, otóż pod ta miejscowością odbyła się 10 września 1863 roku największa bitwa Powstania Styczniowego w naszym regionie. Niestety przegrana , zamierzam odbyć natarcie w kierunku pozycji wroga , symbolicznie upamiętniając to wydarzenie.Ale to dopiero latem , a tym czasem wyruszyliśmy w drogę o godzinie 13.20 .
Starą Drogą tradycyjnie zastęp ruszył stępem w kierunku Ustronia.Dziś pierwszy raz jechaliśmy tędy usankcjonowani prawnie gdyż na poboczu drogi pojawiły się pomarańczowe oznakowania szlaku konnego.

Ten znak wprowadził mnie w zdumienie , od kiedy leśnicy tolerują konie.Zawsze starałem się unikać przejazdów koło tej leśniczówki a tu taka zachęta.Ciekawe co na to Hubert.

Gdy dojechaliśmy do ul Grunwaldzkiej zastęp skierowałem w kierunku zachodnim w długa prosta ,cały czas lekko w dół, powoli zbliżaliśmy się do doliny Bzury . Przemiennie kłusem i stępem ostatni odcinek pokonaliśmy galopem .Podłoże było dobre a miejscami pojawiające korzenie niwelował śnieg.

Łąki nad bzurzańskie przywitały nas jak zwykle pewną dziewiczością.Tym razem poderwaliśmy do lotu parę dorodnych kruków , po cichu liczyłem na orły, niestety tego dnia nie były nam pisane.Miejscami konie zapadały się w rozmiękniętej ziemi ale bez większych przeszkód dotarliśmy do drogi.

Próbą dla jeźdźców i koni był most na Bzurze , dość wąski z budynkami po młynie , o którym słyszałem legendę .Opowiada ona ,iż ostatniego właściciela ,Niemca, wciągnęło koło młyńskie.
Zwarty zastęp , konie na mocniejszym kontakcie, oraz presja zrobiły swoje pomimo,że wezbrana rzeka robiła wiele hałasu.

Od mostu ruszyliśmy prosto. Minęliśmy szosę z przydrożną kapliczką na skrzyżowaniu .

Dopiero tu znajduje się główna część wsi Nowomłyny

Po godzinie jazdy od stajni zarządziłem powrót .Serce chciało by dalej ale na dziś to wszystko.

W powrocie odbiliśmy w kierunku części Tkaczewskiej Góry zwanej Reksułem . Ponowiliśmy poszukiwania cmentarza holenderskich osadników , którym ta wieś miejscami zawdzięcza charakterystyczną zabudowę. Na zdjęciu gospodarstwo agroturystyczne " Synowcówka" bardzo ciekawe miejsce , szkoda że nie ma możliwości popasu.

Typowy przykład holenderskiego budownictwa . Dom mieszkalny usytuowany szczytem do drogi oraz budynek inwentarski przylegający do niego w linii.Poszukiwania w lesie przed tym gospodarstwem nie przyniosły efektu , zbyt młody drzewostan .

Dopiero w powrocie z Reksuła las wydał mi się odpowiednio stary . Szukaliśmy pojedynczych brzóz wymieszanych z akacjami bo takie zdjęcie jest w spisie ewangelickich cmentarzy.Wysiłek został nagrodzony .Na sztucznie usypanej platformie ,stojąc ostatkiem sił, ukazał się naszym oczom krzyż.Miejsce to pomimo, iż zdewastowane prawie całkowicie ,emanuje podniosłością . Przeszywa człowieka krzyk przeszłości, tłumiony przez zarośla, krzyk o prawo istnienia i upamiętnienia ludzi kiedyś tu żyjących .

Po odnalezieniu cmentarza ruszyliśmy w powrotną drogę . Cele zostały osiągnięte .

Za lasem , którego część stanowi dąbrowa na środku pola rośnie olbrzymi dąb ,niemy świadek historii tych okolic.

Charakterystyczne skrzyżowanie z czterema kasztanowcami . Wybraliśmy drogę w lewo w kierunku trasy łączącej Pustkowa Górę z Ustroniem , ze względu że jest ona lekko pod górę puściliśmy się wolnym galopem mijając po lewej stronie wiekowe dęby ,wytyczające jakąś granice,chyba wsi.

W stajni zjawiliśmy się o godzinie 15.50. Konie wróciły w dobrej kondycji .Występowanie zrobiliśmy od tablicy informującej ,ze do domu jest dwa i pół kilometra.Zdjęcia zawdzięczam Ewelinie , która je robiła z grzbietu Pumy.