środa, 9 lutego 2011

Sezon halowy trwa

  

  

  


  

Turystyka konna.Stary Adamów

  
 Celem wyprawy była stajnia w Starym Adamowie , która leży na drodze do miejscowości Zgniłe Błota oraz Grunwald . Jest to kierunek naszych letnich penetracji w ramach turystyki konnej, ,obszar za trasą na Poddębice nie był jeszcze przez nas nigdy zdobyty.Pogoda tego dnia nic nowego nie wniosła,pochmurno ,szaro i sennie ,jedynie wyznaczony plan skłaniał do aktywności. Wyjechaliśmy z dużym opóźnieniem ,wszyscy się strasznie grzebali. 

  


  


  


  


  


  


  

  



  


  


  


  


  


  

Turystyka konna.Księstwo.

  Lekkiej zimy ciąg dalszy,idealne warunki do konnych podróży . Tego dnia postanowiliśmy nawiedzić dolinę Bzury w okolicach Brużycy Wielkiej . W miejscu niedaleko szosy Aleksandrów-Ozorków po naszej stronie ,w niewielkim zakolu rzeki ,znajdują się pozostałości średniowiecznego grodziska.Widoczne jest na mapie satelitarnej jako lekki krąg odcinający się swoim kształtem od regularnej siatki pól.Aby nie nadkładać drogi ze stajni wyjechaliśmy tyłami na ulice Podleśną i żwawym stępem ruszyliśmy przez Jedlicze.



 
  Gdy tylko wyjechaliśmy na skraj lasów grotnickich przywitał nas wiatr .Dobrze ,ze zabrałem ciepła czapkę ,otwarte przestrzenie zawsze mnie zaskakują przewiewem.Droga w kierunku Nakielnicy była mocno rozjeżdżona przez ciężki sprzęt rolniczy. Kałuże pokryte cienką warstwą lodu i koleiny uniemożliwiały szybsze chody.Pola przesycone woda nie nadawały się na wykorzystanie.
 

    Skrzyżowanie dróg przed nami na horyzoncie ukazały się pola majątku Nakielnica ,a my skręciliśmy w lewo w stronę Jastrzębia wreszcie kłusem .

   Przed wsią Księstwo znajduje się lasek . Przejechaliśmy go galopem .Konie utrzymały szyk i ponownie na otwartą przestrzeń wyjechaliśmy w regularnym zastępie. Zawsze jak tu jadę doskwiera mi ubogość krajobrazu i pustka pogłębiona teraz przez zimę.Rzuca się w oczy też zmęczenie tej ziemi , Wyjałowione i porzucone kawałki pól podziurawione dołami i przystrojone śmieciami tu wydają się bardziej powszechne.

   Droga poczęła prowadzić nas na skraj doliny . 

   A później było już tylko w dół , jedyną atrakcją tego miejsca jest krajobraz przeciwległego brzegu .


   Gdy mijaliśmy rów lub ciek wodny w mojej głowie pojawiły się wątpliwości czy aby nie przejedziemy ścieżki prowadzącej do grodu.Może ta woda zasilała fosę ,nie znalazłem nigdzie opisu poszukiwanego obiektu tylko ten widok z satelity był moim drogowskazem.


   Ostatnim etapem poszukiwań było zjechanie z drogi w kierunku rzeki ścieżką wytyczoną przez zastępy stajni Hippomariol. Ewidentnie tereny wroga . Muszę tu z przykrością zaznaczyć ,że ciężko o przykład tak zajadłych i pałających nienawiścią ludzi jak właściciele tej stajni . Ich reakcje na mój widok ocierają się delikatnie mówiąc o chamstwo,niedawno miałem okazje się ponownie o tym przekonać .Różni nas podejście do jeździectwa muszę przyznać, że nie toleruje u mnie gdy ludzie podchodzą do koni w stylu '' brużycy'' .Pochwała dzikim galopom, kto szybciej ,kto dalej w bezładzie to nie moja bajka.Wracając do głównego tematu czułem, że grodzisko mamy gdzieś po lewej stronie.

  Może ukryło się gdzieś niedaleko kępy tych drzew. Musimy poczekać na wiosnę bo teraz nie wiadomo gdzie są ścieżki a gdzie mokradła.

    Drugim punktem naszej wycieczki były odwiedziny w stajni Smolis . W tym celu po wyjechaniu z doliny Bzury skręciliśmy w prawo w kierunku Brużycy Małej.Ciekawostką jest fakt ,że to  jest wieś założona przez osadników holenderskich lecz na próżno by szukać tu po nich śladu .

   Widok wsi nie dostarcza pozytywnych doznań estetycznych,niestety taka pora roku . Latem nie jest dużo lepiej trochę bardziej zielono ,chociaż pewnym gospodarstwom to nic nie jest w stanie pomóc.W sumie ciekawe czemu ludność napływowa zza Buga przesiedlana po 1945 wszędzie naznacza swoje pochodzenie bałaganem zupełnie odwrotnie od ich poprzedników.

   Do stajni wjazd to specjalność Tarsisa ,przy którejś wizycie na środku smolisa usiadł mi z wrażenia na zadzie. tym razem był w miarę opanowany. Zastaliśmy właściciela,który zaprosił nas na herbatę. Miłe podejście do gości to jedna z cech charakterystycznych tej stajni . Wydaje mi się ,że jest to jedyna metoda na tą trudna branże,niestety nie przekłada się ona na efekt  ekonomiczny. W smolisie widać, iż towarzystwo pensjonatowe, to skaczące ze stajni na stajnie znudziło się miejscem i popłynęło w siną dal , cóż z doświadczenia wiem, iż jest to nieuniknione a nawet korzystne dla zdrowia psychicznego właściciela. Trochę szkoda tylko ,ze mój anty fanklub wybył, dzięki któremu  przyjazdy tu nabierały specyficznej pikanterii.

   W czasie postoju Talie ,Hulankę i Tarsisa wprowadziliśmy do boksów, reszta poszła na padok.Miny konie miały nie tęgie .Wyglądało na to , iż po głowach chodziło im pytanie czy to nowy dom ? Na zdjęciu poniżej młodzieżówka stajni Grotniki:Michalina, Paulina, Julka i Tomek.

   Powrotowi do domu towarzyszył zmierzch .Lecz zanim wyruszyliśmy odbyły się manewry z siodłania koni na szybko. Pojechaliśmy przez pola łączące Jastrzębie z Jedliczem, na których roiło się od saren i zajęcy. W stajni byliśmy po czterech godzinach od wyjazdu . 


  

Turystyka konna.Nowomłyny

 Drugi tydzień ferii zimowych poświęcamy jeżdżie terenowej .Są to trasy przygotowujące nas i konie do sezonu letniego . W tym roku zamierzam rozpocząć uprawianie turystyki konnej , stawiam sobie za cel zwiedzanie naszego regionu , dotarcie do miejsc ciekawych geograficznie lub historycznie, wbrew pozorom jest ich cała masa.Do tego celu potrzebne są młodsze konie niestyrane rekreacją . Tarsis, Primavera,Tamisha,Cleo,Puma,Prestiż,Torpedo są już w przedziale wiekowym 5 - 8 lat więc idealnie do tego pasują .Dzisiejsza wędrówka miała na celu przekroczenie Bzury w miejscowości Nowomłyny, co otwiera nam drogę na Dalików,dlaczego tam, otóż pod ta miejscowością odbyła się 10 września 1863 roku największa bitwa Powstania Styczniowego w naszym regionie. Niestety przegrana , zamierzam odbyć natarcie w kierunku pozycji wroga , symbolicznie upamiętniając to wydarzenie.Ale to dopiero latem , a tym czasem wyruszyliśmy w drogę o godzinie 13.20 .

   Starą Drogą tradycyjnie zastęp ruszył stępem w kierunku Ustronia.Dziś pierwszy raz jechaliśmy tędy usankcjonowani prawnie gdyż na poboczu drogi pojawiły się pomarańczowe oznakowania szlaku konnego.

   Ten znak wprowadził mnie w zdumienie , od kiedy leśnicy tolerują konie.Zawsze starałem się unikać przejazdów koło tej leśniczówki a tu taka zachęta.Ciekawe co na to Hubert.

   Gdy dojechaliśmy do ul Grunwaldzkiej zastęp skierowałem w kierunku zachodnim w długa prosta ,cały czas lekko w dół, powoli zbliżaliśmy się do doliny Bzury . Przemiennie kłusem  i stępem ostatni odcinek pokonaliśmy galopem .Podłoże było dobre a miejscami pojawiające korzenie niwelował śnieg.


   Łąki nad bzurzańskie przywitały nas jak zwykle pewną dziewiczością.Tym razem poderwaliśmy do lotu parę dorodnych kruków , po cichu liczyłem na orły, niestety tego dnia nie były nam pisane.Miejscami konie zapadały się w rozmiękniętej ziemi ale bez większych przeszkód dotarliśmy do drogi.


   Próbą dla jeźdźców i koni był most na Bzurze , dość wąski z budynkami po młynie , o którym słyszałem legendę .Opowiada ona ,iż ostatniego właściciela  ,Niemca, wciągnęło koło młyńskie.   
Zwarty zastęp , konie na mocniejszym kontakcie, oraz presja zrobiły swoje pomimo,że wezbrana rzeka robiła wiele hałasu.
   Od mostu ruszyliśmy prosto. Minęliśmy szosę z przydrożną kapliczką na skrzyżowaniu . 

   Dopiero tu znajduje się główna część wsi Nowomłyny

   Po godzinie jazdy od stajni zarządziłem powrót .Serce chciało by dalej ale na dziś to wszystko.

   W powrocie odbiliśmy w kierunku części Tkaczewskiej Góry zwanej Reksułem . Ponowiliśmy poszukiwania cmentarza holenderskich osadników , którym ta wieś miejscami zawdzięcza charakterystyczną zabudowę. Na zdjęciu gospodarstwo agroturystyczne " Synowcówka" bardzo ciekawe miejsce , szkoda że nie ma możliwości popasu.


   Typowy przykład holenderskiego budownictwa . Dom mieszkalny usytuowany szczytem do drogi oraz budynek inwentarski przylegający do niego w linii.Poszukiwania w lesie przed tym gospodarstwem nie przyniosły efektu , zbyt młody drzewostan .

  Dopiero w powrocie z Reksuła las wydał mi się odpowiednio stary . Szukaliśmy pojedynczych brzóz wymieszanych z akacjami bo takie zdjęcie jest w spisie ewangelickich cmentarzy.Wysiłek został nagrodzony  .Na  sztucznie usypanej platformie ,stojąc ostatkiem sił, ukazał się naszym oczom  krzyż.Miejsce to pomimo, iż zdewastowane prawie całkowicie ,emanuje podniosłością . Przeszywa człowieka krzyk przeszłości, tłumiony przez zarośla, krzyk o prawo istnienia i upamiętnienia ludzi kiedyś tu żyjących .

   Po odnalezieniu cmentarza ruszyliśmy w powrotną drogę . Cele zostały osiągnięte .


   Za lasem , którego część stanowi dąbrowa na środku pola rośnie olbrzymi dąb ,niemy świadek  historii tych okolic.


   Charakterystyczne skrzyżowanie z czterema kasztanowcami . Wybraliśmy drogę w lewo w kierunku trasy łączącej Pustkowa Górę  z Ustroniem , ze względu że jest ona lekko pod górę puściliśmy się wolnym galopem mijając po lewej stronie wiekowe dęby ,wytyczające jakąś granice,chyba wsi.   


   W stajni zjawiliśmy się o godzinie 15.50. Konie wróciły w dobrej kondycji .Występowanie zrobiliśmy od tablicy informującej ,ze do domu jest dwa i pół kilometra.Zdjęcia zawdzięczam Ewelinie , która je robiła z grzbietu Pumy.

holistyczne rewolucje I

Od samego początku kontaktu z końmi fascynował mnie zawód kowala. Ten szacunek i świadomość braku innego rozwiązania ,inaczej ,nieuchronność wizyty u każdego konia nawet jeżdżonego przez najlepszego jeźdźca i to spojrzenie na konie z poziomu kopyt, co dla początkującego w tej branży jest czymś nieogarniętym, przykul moja uwagę. Doszły do tego względy osobiste ,ale te pominę , osoby uczestniczące w moich początkach doskonale wiedza o co chodzi . Długo w tej materii nie robiłem nic . Przyglądałem się z boku . Uczyłem się jeździectwa i powiększałem ilość własnych koni .W końcu zacząłem próbować wekować.Moimi pierwszymi narzędziami był nożyk sprezentowany przez kowala i cęgi do rozczyszczania kopyt krowich , pozostałość po przygodzie z chodową kóz .Wiele prób, wiele błędów i potu , tylko jak zawsze cierpliwe konie i ich wyrozumiałość  to były początki .                                                                                                                    W roku 2007 pojawiła się  możliwość zainwestowania w siebie . Zapisałem się na kurs podkuwaczy organizowany przez Antoniego Chłapowskiego w Jaszkowie.Mimo i nie mogłem w nim brać udziału w pełnym wymiarze czasowym ,ze względu na obowiązki w domu, to mogę zaliczyć ta przygodę jako kolejny przełomowy etap na mojej końskiej drodze . Największym piętnem jakie odcisnął na mnie Jaszków było poznanie właściciela ośrodka.Jego postawa życiowa i podejście szczególnie do pracy utkwiła mi w pamięci  , do dziś gdy nachodzą mnie chwile zwątpienia tudzież wypalenia ,wspomnienie pracowitości jaką nam każdego dnia prezentował, działa na mnie motywująco.Nie sadziłem jadąc tam, że w dzisiejszych czasach można spotkać człowieka , który może być wzorem w dodatku z rodzaju tych niedoścignionych .Kurs trwał trzy miesiące , oczywiście to zbyt mało , żeby nazwać się kowalem . Ale dla chcącego nie ma nic trudnego ,kierunek został wskazany ,a reszta należała już tylko do nas.Od czterech lat kuje i każda prace nad kopytami traktuje poważnie, nie muszę gonić , nie żyje z tego .Z perspektywy czasu widzę postępy i przynosi mi to coraz więcej satysfakcji . Przygoda jaszkowska pozwoliła mi tez uporządkować bardzo ważne sprawy domowe, za co jestem wdzięczny mojemu koledze z kursu. Gdy nie wiesz co z czymś zrobić najlepiej nie rób nic , poczekaj ,a to coś rypnie szybciej niż myślisz, bo życie jest dużo prostsze niż sobie w głowach układamy ,a bólu jest tyle co u dentysty tylko po to by później było lepiej.